Skip to main content

Pamiętaj o tym, co ważne

Kuba i Maciek przyjaźnili się chyba od zawsze. Mieszkali niedaleko, chodzili do jednak klasy, wspólnie grali w piłkę i biegali na harcerskie zbiórki. Wspólnie wyjechali też na wakacje do dziadków Kuby, którzy mieszkali w małej wiosce wtulonej w górską dolinkę. Z okien domu dziadków widać było odległe szczyty, które już od pierwszego dnia wołały chłopców na wspaniałą przygodę.
– Plecaki spakowane, trasa wybrana, ruszamy! – zawołał szczęśliwy Maciek wybiegając z domku niemalże wprost na górski szlak.
– Macie wszystko chłopcy? – dopytywał dziadek – kompas, coś od deszczu, telefony?
– Mamy wszystko, nic się nie martw dziadku – zapewnił Kuba machając na pożegnanie mapą. Potrafimy spakować plecak i poradzić sobie w lesie, nie martwcie się, wrócimy późnym popołudniem.

Pogoda na górską wędrówkę była wprost idealna. Szlak prowadził przez stary, monumentalny las i malownicze małe polanki. Im wyżej się wspinali, tym piękniejsze widoki roztaczały się przed nimi. Jako że obaj byli wysportowani i silni, droga na szczyt minęła im bardzo szybko.
– Ale widok, rewelacja – zachwycał się Maciek, kiedy Kuba wyciągał już z plecaka kanapki i słodycze na piknik. Z górskiego szczytu roztaczał się niesamowity widok. Zielone lasy, przeplatane polami i małymi wioskami ciągnęły się aż po horyzont. Daleko w tle promienie słońca odbijały się w metalowej i szklanej bryle miasta, a kilka widocznych rzek sprawiało wrażenie połyskujących wstążek rzuconych niedbale przez wiatr. Relaksując się w ciszy i słonecznym cieple chłopcy studiowali mapę i zastanawiali się czy nie przejść jeszcze szybko na sąsiednią górę. Nim jednak podjęli decyzję i zjedli już ostatnie kawałki czekolady, do ich uszu doleciał potężny odgłos grzmotu.

– No nie ale mamy pecha – skrzywił się Maciek.
– Letnia burza. Dziadek zawsze mówi, że w górach nie można być pewnym pogody. Może burza przejdzie bokiem, ale wracajmy. Lepiej nie siedzieć na szczycie jak lecą pioruny, zresztą w lesie też jest niebezpiecznie – stwierdził ponuro Kuba.
Chłopcy szybko spakowali plecaki i ruszyli w drogę powrotną. Burza na szczęście ich ominęła, jednak deszcze zaczął padać chwilę po tym, jak wyruszyli i wyglądało na to, że szybko nie przestanie. Poubierani w przeciwdeszczowe kurtki raźnym krokiem maszerowali w stronę domku dziadków. Wszak wędrówka w taką ulewę to też niezła przygoda.
– Widziałem ten nowy rower, który Karol… – nagle Kuba przerwał opowieść potykając się o śliski kamień i lądując kilka metrów niżej.
– Cały jesteś? – Maciek był obok przyjaciela kilka sekund później.
– Noga… lewa kostka… strasznie boli…
– Pokaż
– Ałłłłl – zostaw – ale boli
– Skręcona, albo zwichnięta – powiedział ze smutną miną Maciek.

Reklama

Po kilku chwilach kostka Kuby zaczęła puchnąć, a ból uniemożliwił mu postawienie choćby jednego kroku. Chłopcy chcieli zadzwonić po dziadka, okazało się jednak, że telefon Kuby został w domu, a Maćka się rozładował. W podręcznej apteczce też nie znaleźli niczego, co mogłoby im pomóc.
– Spoko, damy radę – zawyrokował Maciek po chwili zrezygnowania, która na moment ogarnęła chłopców – przełóż wszystkie rzeczy ze swojego plecaka do mojego, a ja poszukam patyka, z którego zrobimy ci kulę. Deszcz na szczęście przestaje padać, a od szczytu też dzieli nas już kawał drogi, więc do dziadków nie może być daleko. Damy radę, trzymaj się!

Maćkowi znalezienie odpowiedniego kijka zajęło dłuższą chwilę, w końcu wrócił jednak do przyjaciela i podał mu patyk, na którym mógł się spokojnie podpierać. Przemoczony i zmartwiony Maciek podał Kubie rękę, uśmiechną się szeroko, a następnie pomógł przyjacielowi wstać. Kuba z jednej strony podpierając się kijkiem, a z drugiej wspierając na ramieniu Maćka pokonywał drogę powoli, ale z godnym podziwu uporem. Droga okazała się jednak bardzo długa. Ten sam odcinek raźnym krokiem pokonaliby bardzo szybko, jednak teraz szli naprawdę wolno. Kiedy zachmurzone niebo zaczęło czernieć, przeszukali plecak w którym niestety nie znaleźli żadnej latarki. Noc zapadała coraz szybciej, a blade światło księżyca tylko w minimalnym stopniu pomagało w utrzymaniu się na szlaku. Chłopcy byli ogromnie zmęczeni, głodni i przemoczeni. Wydawało im się, że maszerują już całe wieki, a dodatkowo przerażała ich wizja spędzenia nocy w lesie. W pewnym momencie zauważyli poruszające się na ścieżce światełko, a chwilę później ich uszu dobiegł dźwięk kroków. Po chwili okazało się, że to dziadek Kuby, zmartwiony nieobecnością chłopców, wyruszył na górski szlak. Dzięki pomocy starszego pana reszta drogi stała się o wiele łatwiejsza.

– Wiesz dziadku- odezwał się w pewnym momencie Kuba- chyba jednak nie umiem aż tak dobrze pakować plecaka. Nie mieliśmy ani latarki, ani działającej komórki, a wszystko co zabraliśmy do jedzenie zjedliśmy na szczycie. W zasadzie nie miałem niczego z najważniejszych rzeczy.
– Mylisz się mój drogi, miałeś ze sobą to, co najważniejsze! Przyjaciela.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *